Na dobitkę
Przeczytane / 23/01/2014

Może i Dan Brown to pisarz średniej marki wśród znawców literatury, trudno. Ja ostatnio z głową pełną własnego pisania, egzystencjalnych pytań i walki z poustawianymi przed laty przeze mnie samego wiatrakami, z największą przyjemnością oddaję się tej – nie ukrywam – nieco bezmyślnej rozrywce. Bo właściwie dlaczego książka miałaby zawsze być alternatywą dla malarstwa czy kolejnej analizy Wittgensteina? Może być po prostu zdecydowanie fajniejszą wersją patrzenia na jakiś klon kinomaniaka czy ciągnących się godzinami paplanin fejsbukowych. I wtedy ktoś taki jak Dan Brown wydaje się na miejscu. „Digital fortress” to szybka, atrakcyjna opowieść nie tylko dla domorosłych informatyków i kryptologów. Rzecz jest napisana tak prostym językiem, że wreszcie zrozumiałem jak mi się wydaje światowy fenomen Browna. To co wcześniej uważałem za dyletanctwo tłumaczy jest właśnie orężem, dzięki któremu książki Amerykanina kupiło już pewnie z 200 milionów ludzi na całym świecie. Trochę faktów (NSA, echelon, okruchy sieciowej kryptografii) zalane po brzeg talerza piękną kobietą, odważnym i mądrym profesorem, wyścigami, strzelaninami i happy endem. No jak to mogło się nie sprzedać? Musiało. „Zaginiony symbol” czytałem po polsku, z dużą mniejszą przyjemnością, choć… To przecież dokładnie ta sama opowieść, którą znajdujemy w każdej książce sygnowanej nazwiskiem Dana Browna. Tym razem profesor znów ratuje…

Czary mary w 170 milionach egzemplarzy
Przeczytane / 01/01/2014

Długo się broniłem przed zjawiskiem pod nazwą „Dan Brown”. Ale jak dotarła do mnie informacja, że sprzedał on już 170 milionów egzemplarzy swoich powieści, zmiękłem. To nie ciekawość czy zazdrość 😉 mną kierowały, tylko poczucie obowiązku. Po prostu Dan Brown zajął w ostatnich latach taką pozycję w kulturze, że zwyczajnie trzeba go znać. No to spróbowałem… Na pierwszy ogień poszedł „Kod Leonarda Da Vinci”. Niby wyrosłem już z Pana Samochodzika, ale bądźmy szczerzy: jeśli ktoś w młodości chłonął z wypiekami Nienackiego, to został zainfekowany na zawsze. Można się wypierać i zaklinać, ale dobrze napisana powieść o tajemnicach, przygodach, ucieczkach i skarbach zawsze wywoła ten sam znany z młodości rumieniec. Nic to, że autor obraża czytelnika traktując go momentami jak ostatniego idiotę – „to na pewno z myślą o amerykańskich odbiorcach” myślimy sobie ignorując nieprzyjemne sugestie Browna. A ten stosuje naprawdę proste sztuczki żeby nas przykuć do lektury. I chwała mu za to.