Wobec czasów pogardy

18/04/2011

W kontekście okupacji hitlerowskiej często używamy określenia „państwo podziemne”, podobnie zresztą jak później – w czasach Solidarności. Te dwie sytuacje są jednak krańcowo różne. „Wobec czasów pogardy” pokazuje dobitnie, że nawet nie ma co porównywać tych dwóch nielegalnych wobec okupanta struktur.

Okupacja przynajmniej mi kojarzy się z bezwzględnym terrorem i prawie totalną inwigilacją. Może to kwestia mojego bydgoskiego podwórka, gdzie liczba folksdojczów była dużo wyższa niż na Mazowszu. Pomijając te kwestie, można odnieść wrażenie, że podziemne struktury polskiego państwa składały się z niedobitków wojska podzielonych na liczne, zwalczające się wzajemnie armie – AK, GL, BCh… Tymczasem mimo masowych egzekucji patriotów i inteligencji kwitło polskie życie. I to nie tylko w Warszawie, ale nawet w Oświęcimiu i Brzezince.

„Wobec czasów pogardy” pokazuje całe spektrum podziemnego państwa, bez wnikania w szczegóły administracyjno-formalne, a skupiając się na wymiarze praktycznym. Polskie państwo funkcjonowało prawie na każdej płaszczyźnie równolegle do struktur okupacyjnych. Podziemne wojsko, policja, sądownictwo, edukacja, służba zdrowia, media, opieka społeczna, kultura – wydaje się to niemożliwe, ale wszystkie te aspekty państwowości działały nad wyraz sprawnie. Oczywiście: każdego dnia któreś ogniwo ginęło na ulicy, na Pawiaku, w komorze gazowej. Ileż trzeba było determinacji i jakież skuteczne musiały być procedury, żeby podziemne państwo mogło przetrwać całą wojnę!

Książka jest zbiorem tekstów poświęconych różnym aspektom podziemnego państwa polskiego. Na mnie największe wrażenie zrobiła działalność niezależnych struktur tam, gdzie było to najtrudniejsze: na Pawiaku. O tym jak wyglądało państwo podziemne w Oświęcimiu, wiadomo choćby z raportów Rotmistrza Pileckiego, ale na Pawiaku?! A jednak.

W obliczu ostatecznego terroru liczy się przetrwanie. A przetrwanie oznaczało wówczas brak aresztowania, jedzenie, choćby najskromniejsze odzienie, elementarna opieka lekarska. Zginąć można było w każdej chwili i w każdym miejscu. Z łapanki od pewnego momentu nie dało się „wykupić” nikomu, a uciec – niewielu. I w tych okolicznościach w Warszawie funkcjonuje podziemny Uniwersytet Warszawski, młodzi ludzie studiują na Wolnej Wszechnicy Polskiej, działa Tajna Rada Teatralna, dziennikarze wypierają się swojego zawodu i pracują fizycznie – a piszą i publikują w nielegalnych wydawnictwach.

Wyobrażam sobie, że jakiś czas po kampanii wrześniowej jeszcze można było liczyć na odwrócenie się losów wojny. Później jednak Hitler miał na kolanach nie tylko całą Europę, ale i Związek Radziecki, dużą część Afryki, Azji. Polacy setkami tysięcy ginęli w obozach, na ulicach, w lasach, gestapowskich kazamatach. Ruch oporu jednak nie słabł ani na chwilę. Nie wiem, czy Polacy na serio wierzyli w zwycięstwo, czy woleli ginąć, niż się w sercu poddać.

Patos najczęściej szkodzi rozsądkowi, ale zapytajmy samych siebie, czy znaleźlibyśmy w sobie tę odwagę i determinację.

No Comments

Comments are closed.