Jeszcze jedno świadectwo

19/05/2014

helgaJa wiem, że nie można żyć tylko przeszłością, w dodatku cudzą. Ale czy Holokaust, Shoah był tylko cudzą, zamierzchłą historią? To nie chodzi o miliony Żydów, to chodzi o coś więcej: o Przeznaczenie i równocześnie miliony pojedynczych historii. Niewiele tych opowieści przetrwało, większość rozpłynęła się w chmurach nad krematoryjnymi piecami. Helga Weiss, czeska żydówka chrześcijańskiego wyznania przeżyła. Jako nastoletnia dziewczynka przeżyła Terezin, Auschwitz, Birkenau, Mauthausen. Żyje do dzisiaj w sędziwym wieku w rodzimej Pradze, w tym samym domu, w którym się urodziła, z którego została z rodzicami wyrzucona żeby mógł w nim zamieszkać Aryjczyk.

 

„Helga’s diary” to autentyczny pamiętnik, który zaczyna się w 1938 roku. Mobilizacja i alarmy przeciwlotnicze to najważniejsze wspomnienia Helgi z tych czasów. Pamiętnik był wówczas przez nią prowadzony dość sporadycznie i jakby „przy okazji”. Tak naprawdę – co wspomina w dołączonym do książki wywiadzie przeprowadzonym relatywnie niedawno – dopiero po zaanektowaniu Czechosłowacji przez Niemców Helga zrozumiała jak ważne jest pozostawienie świadectwa. Niedługo później dziewczynka trafiła z rodzicami i większością żydowskiej społeczności Pragi do obozu w Terezinie. Nie był to obóz taki, jaki Polacy mają na myśli słysząc w jednym zdaniu „obóz” i „Niemcy”. Było to po prostu getto ulokowane w jednym z miasteczek. Oczywiście: panowało tam koszmarne przeludnienie, głód, choroby, nieludzkie traktowanie, poniżanie. Żydzi ginęli każdego dnia. Jednak, co mówi sama Helga, to był dopiero przedsionek piekła. Któregoś dnia ojciec Helgi został deportowany – oficjalna wersja mówiła o przeniesieniu go wraz z setkami innych osadzonych do innego miejsca, gdzie mieli budować nowe getto. Najprawdopodobniej skończył w krematorium na terenie Polski. Wkrótce potem do Auschwitz-Birkenau trafiły także Helga i jej mama. Przeżyły.

 

Kiedy wojna miała się ku końcowi, Helgę czekało najbardziej dramatyczne przeżycie. Z Birkenau trafiły do Frebergu, skąd zostały wywiezione towarowym pociągiem w niewiadomym kierunku. Setki współwięźniów czekały tylko na koniec – na wolność, wszyscy wiedzieli że Berlin upadł. Tymczasem pociąg wciąż jechał. Mnóstwo wagonów wypełnionych umierającymi z głodu i pragnienia ludźmi słyszącymi czasem rodzimy język nieopodal. Czesi rzucający jedzenie nie wiadomo skad wiedzieli, kto jest w środku. Pociąg jedzie, staje, jedzie w odwrotnym kierunku. „Pasażerowie” słyszą krzyki, że wojna jest skończona, że dalej pociąg nie pojedzie. A on wciąż jedzie. W jednym z wagonów rodzi się dziecko… Kiedy Helga wysiadła zobaczyła na murze olbrzymi napis: Mauthausen. Dziewczynka wiedziała, że stamtąd można wyjść tylko w jeden sposób: przez komin. Nastolatka, która przeżyła kilka obozów, która wiedziała, że wojna praktycznie się już skończyła, musiała stanąć twarzą w twarz z umierającą nadzieją i radością.

 

Wówczas, 5 maja po południu, zorientowała się, że nie ma nigdzie strażników. Amerykańscy żołnierze przywieźli wolność. Wolność, która nie była łatwa: po powrocie do Pragi Helga z mamą były bezdomne, na łasce jadłodajni. Ale żyły.

No Comments

Comments are closed.