Od wielu lat mam totalną szajbę na literaturę faktu o niemieckich zbrodniach w czasie wojny. Od Lebensborn przez Powstanie do obozów. Okazuje się, że mają świetnych naśladowców, świadomych swoich korzeni. To co się stało w Guantanamo to była zbrodnia przeciwko ludzkości.
Amerykanie są bezpośrednio odpowiedzialni za to, co się działo w Kandaharze i potem na Kubie z ludźmi takimi jak Murat Kurnaz. Turecki Niemiec urodzony u naszych zachodnich sąsiadów przed dwudziestką zaczął zadawać pytania o swoją wiarę. Co to znaczy być muzułmaninem? Nie znał arabskiego, nie do końca rozumiał modlitwy. Zdecydował się wyjechać na dwa miesiące do Pakistanu, do szkoły, żeby nauczyć się islamu. Jego pech, że samoloty uderzyły w World Trade Center. Jego pech, że brat kolegi powiedział coś dwuznacznego policji. Został zatrzymany w Pakistanie i stał się numerem. Najpierw w Kandaharze, gdzie poznał elektrowstrząsy, wielogodzinne wieszanie za ramiona i waterboarding. Potem w Guantanamo, gdzie mógł zrobić wszystko oprócz zejścia z tego świata. Był bezlitośnie bity, głodował, cierpiał mróz i skwar, tracił przytomność z braku powietrza. Więźniom były amputowane kończyny, byli bici na śmierć, torturom nie było końca. Wytrwał pięć długich lat. Przeżył. Wyszedł stamtąd.
– Czy wiesz, dlaczego tutaj jesteś? – słyszę głos mężczyzny o nazwisku Gail Holford. – Czy wiesz, co Niemcy zrobili z Żydami? – mówi Gail Holford. – Dokładnie to samo zrobimy teraz z wami.
Uderzyło mnie podobieństwo relacji Kurnaza do opowieści ocaleńców z obozów koncentracyjnych: ta sama zdawkowość, powierzchowność narracji w aspektach tortur, ta sama pewność pokładana w Bogu, ten sam optymizm i wola walki mimo jej pozornej beznadziejności. Tylko że do cholery obozy to jakaś czarna przeszłość Europy, a Guantanamo to wczoraj! Przepraszam, dzisiaj wciąż jest tam kilkudziesięciu więźniów.
No Comments
Comments are closed.