Cracked. Why psychiatry is doing more harm than good

14/09/2014

cracked-why-psychiatry-is-doing-more-harm-than-goodCzyżbyśmy byli świadkami początku upadku największego oszustwa współczesnej medycyny? Wszystko na to wskazuje. James Davies, brytyjski psychoanalityk pracujący m.in. dla NHS (odpowiednik polskiego NFZ) poświęcił mnóstwo czasu i pracy żeby metodycznie obnażyć dzisiejszą psychiatrię. Zrobił to na tyle skutecznie, że mnie przekonał. Polskiego czytelnika nie przekona, bo… wydana ponad rok temu książka nie została jeszcze przetłumaczona na język polski. Przypadek, czy efekt „spisku” środowiska psychiatrów zrośniętych z przemysłem farmakologicznym? W każdym razie skoro „Cracked” nie można jak na razie przeczytać po polsku, będę wyjątkowo obficie cytował Daviesa, żeby każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie.

 

Zacznijmy od podstaw. To to znaczy „choroba psychiczna”? Odpowiedź jest banalna, choć mimo wszystko zaskakująca. Choroba w normalnym znaczeniu oznacza jakąś wadę organizmu: obiektywną, mierzalną. W psychiatrii choroba oznacza ujawnienie u pacjenta pięciu symptomów odpowiadających za chorobę opisaną w DSM lub ICD (amerykańska i europejska lista chorób psychicznych). Kiedy tworzono w USA pierwsze wydanie DSM, lista liczyła 106 chorób. Dzisiaj liczy 374. Tyle nowych chorób powstało lub zostało wyodrębnionych? Skądże. Po prostu zespół przygotowujący listę zwyczajnie głosuje, czy coś jest chorobą, czy nie. W taki sposób najpierw homoseksualizm był na liście, a potem został usunięty. A dlaczego każda choroba musi mieć pięć symptomów, a nie cztery czy sześć? Bo tak zespół psychiatrów głosował. Nie odkrył, udowodnił. Głosował.

 

Jedną z najbardziej znanych chorób (czy raczej zaburzeń – ale będących na liście DSM) jest ADHD. Oczywiście nie jest znana przyczyna zaburzenia, niektórzy kwestionują w ogóle jego istnienie, ale rynek leków podawanych dzieciom jest szacowany na miliony dolarów. Tematem zainteresował się Canadian Medical Association Journal próbując znaleźć jakieś wspólne cechy osób ze zdiagnozowanym ADHD. I znaleźli. Korelację między miesiącem urodzin, a prawdopodobieństwem zdiagnozowania ADHD. O ile dzieci urodzone w styczniu, lutym czy marcu miały około 5-6% szans na etykietkę ADHD, dzieci z grudnia miały aż 30%. Jaki w tym sekret? Po prostu, dzieci z grudnia są w klasie najmłodsze, więc mają w naturalny sposób najmniejszą skłonność do skupienia. Ergo: mają ADHD.

 

Poważnym rynkiem farmaceutyków są antydepresanty. Zastanawiające jest, że prawie 40 procent badań nad ich skutecznością jest utajnione. Jednak nawet bazując wyłącznie na opublikowanych testach trzeba się mocno trzymać krzesła, żeby spokojnie je przeczytać. Okazuje się, że producenci nawet nie kryją, że antydepresanty są niewiele skuteczniejsze niż placebo i mniej skuteczne niż psychoterapia. Dlaczego wobec tego w samej Wielkiej Brytanii rocznie wypisywanych jest 47 milionów recept na te „leki”?

 

Antidepressants didn’t work moderately better than placebos – they worked almost no better at all.

 

Jakim cudem w ogóle antydepresanty są w sprzedaży, skoro ich skuteczność jest mocno wątpliwa? Koncerny bazują na prawie. Amerykańska Food and Drugs Administration identycznie jak brytyjska Medicines and Healthcare Products Regulatory Agency wymaga wyłącznie dwóch badań klinicznych dowodzących, że lek jest skuteczniejszy niż placebo. Koncerny robią więc badania aż do skutku. Niepomyślne lądują w niszczarce, a dwa upragnione pozytywne – kończą w rządowych agencjach.

 

Skoro antydepresanty i tak nie działają, koncerny niczym nie ryzykują. Taką taktykę ma między innymi koncern Eli Lilly, który zarabia miliony na Prozacu. Ten „lek” ma leczyć depresję. Ten sam lek w pudełku z napisem Sarafem jest przepisywany paniom cierpiącym na PMDD. Eli Lilly nie jest jedynym koncernem, który sprzedaje ten sam lek pod różnymi nazwami sugerując, że jest skuteczny na dwie różne przypadłości. GlaxoSmithKline sprzedaje Wellbutrin jako antydepresant, ten sam lek pod nazwą Zyban ma leczyć uzależnienie nikotynowe. Co w tym złego? To, że antydepresanty takie jak Prozac czy Wellbutrin działają. Nie w ten sposób, w jaki chciałyby osoby je kupujące, ale działają. Nie wiemy jak, ale zmieniają osobowość. Tymczasem wskutek oszustwa koncernów tysiące czy nawet miliony osób na całym świecie je nieświadomie bierze.

 

Depresja jest jedną z najpopularniejszych chorób na świecie. To dla koncernów znaczy ogromne zyski ze sprzedaży leków. Żeby wymyślić lek, trzeba znać przyczynę choroby. Tymczasem do dzisiaj nie jest znana geneza depresji. Najczęściej mówi się o zaburzonej równowadze chemicznej w mózgu. Czy to prawda?

 

It goes like this: despite thousands of studies that have tried to show that a serotonin or norepinephrine deficiency is responsible for depression, not one has yet been able to provide direct evidence that this is so. For instance, studies of the neurotransmitter norepinephrine say very contradictory things: there are as many concluding that people with depression have high levels of norepinephrine as there are concluding that depressed people have low levels. Furthermore, the largest meta-analysis of serotonin studies, conducted at the University of Amsterdam, has shown that low serotonin does not act as a depresant because when it was lowered in healthy individuals it produced no decrease in mood at all.

 

Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku schizofrenii. Uznaje się oficjalnie, że jest ona skutkiem zbyt dużej ilości dopaminy w mózgu. Leki antypsychotyczne działają w ten sposób, że blokują neuroprzekaźniki dopaminy. Tymczasem nie ma żadnych dowodów, że istnieje jakaś zależność między dopaminą a schizofrenią. Psychiatra Daniel Carlat:

 

You can’t measure dopamine directly in the brain, but you can measure the main by-product in the spinal fluid. More than a dozen studies have compared levels of dopamine metabolites in schizophrenics. In most studies, there were no differences, and in a few, the levels were lower in schizophrenics, exactly the opposite of what would be predicted by the dopamine hypothesis.

 

Skoro są poważne wątpliwości, to dlaczego wciąż na listę DSM trafiają nowe „choroby”, na które koncerny bardzo szybko proponują nowe „leki”? Davies sugeruje, że te dwa pytania są w rzeczywistości jednym. Większość członków zespołu tworzącego DSM jest na pensji koncernów (w USA takie dane są jawne). Wydaną w maju 2013 roku piątą edycję DSM tworzył 29-osobowy zespół.

 

21 have received honoraria, consultancy fees or funding from pharmaceutical companies, including the Chair of the Taskforce, Dr David Kupfer, and the Vice Chair, Dr Darrel Regier.

 

Psychiatria w XX wieku miała mnóstwo czarnych stron. Niewiele osób wie, że na początku ubiegłego wieku psychiatrzy wierzyli, że choroby psychiczne są powodowane przez bakterię, która może się ukrywać w każdym elemencie ciała chorego. Więc amputowano kończyny, wyrywano zęby, usuwano migdałki. Później próbowano inaczej: aplikowano końskie dawki dwutlenku węgla, żeby spowodować konwulsje i śpiączkę, testowano cyjanek, próbowano hipotermii. Inną terapią było zakażanie pacjenta malarią, żeby gorączka zabiła wirusa. W latach 30. aplikowano insulinę, żeby wywołać śpiączkę, a potem budzono pacjenta glukozą.

 

After this procedure, granted, patients might seem to be or in fact feel calmer, but they would often show memory loss and other neurological abnormalities such as loss of speech.

 

Później przyszedł czas niesławnej lobotomii, za którą autor – Antonio Egas Moniz – w 1949 roku otrzymał Nagrodę Nobla. Do lat 70. około miliona Amerykanów zostało poddanych tej okrutnej procedurze. Równocześnie trwały doświadczenia nad ETC: electroconvulsive therapy. Przez mózg pacjenta przepuszczano prąd o napięciu 450 V. Tak, elektrowstrząsy wciąż się stosuje w szpitalach psychiatrycznych.

 

Dzisiejsza psychiatria przegrywa. W 2001 roku Światowa Organizacja Zdrowia postanowiła porównać skuteczność terapii farmakologicznej w krajach rozwiniętych (USA, Dania, Anglia) i rozwijających się (Nigeria, Kolumbia, Indie). Po dwóch latach od leczenia tylko 15,5% pacjentów z krajów rozwiniętych było kompletnie wyleczonych. Z krajów rozwijających się: 37%. Co ciekawe, 61% pacjentów w krajach rozwiniętych po tych dwóch latach wciąż brało leki, w rozwijających się tylko 16%.

 

Jeśli mowa o depresji czy ADHD, można prowadzić dyskusję, można mieć wątpliwości, czy takie zachowania i emocje są w rzeczywistości chorobą. W przypadku schizofrenii jest inaczej. To zdecydowanie jest choroba, tylko… czy psychiatria potrafi ją leczyć? Dane są zatrważające. W 2007 roku The Journal of Nervous and Mental Disease opublikował badania przeprowadzone przez naukowców z University of Illinois. Badacze obserwowali w długim czasie czasu 64 pacjentów ze zdiagnozowaną schizofrenią. Już po dwóch latach natknęli się na pewną prawidłowość: pacjenci którzy wciąż brali leki mieli się gorzej niż ci, którzy lekarstwa odstawili. Po 4,5 roku wśród tych drugich 40% czuło się „wyleczone” i 60% pracowało. Wśród wciąż biorących leki tylko 6% czuło się „wyleczone”, a pracowało tylko kilku. Po 15 latach wyleczonych było wciąż 40% pacjentów, którzy odstawili leki i 5% wciąż je zażywających.

 

Jeśli nie lobotomia, elektrowstrząsy i leki, to co? Davies rozmawia z profesorem Thomasem Szasz, autorem „The Myth of Mental Illnes”, jednym z najważniejszych psychiatrów XX wieku.

 

’My understanding of emotional suffering’, answered Szasz in consider tones, 'and I hope I won’t be misunderstood, is no different from the traditional understanding of the Jews, Christians or Muslims of emotional suffering. Suffering is life. God didn’s put us on this earth, assuming that he did, to be happy. Life, as I put it humorously, is not a picnic. It makes no difference if you are a king or a pope or a tyrant.’ (…)

’In one sencence, and my statement is not original, our age has replaced a religious point of view with a pseudoscientific point of view. Now everything is explained in terms of molecules and atoms and brain scans. It is a reduction of the human being to a biological machine. We don’t have existential or religious or mental suffering any more. Instead we have brain disorders.

 

Ciekawy jestem, czy kiedyś się doczekam polskiego wydania „Cracked”. I czy wzbudzi ono taką dyskusję, jaka ma obecnie miejsce w USA i UK na temat przyszłości psychiatrii. Bo że coś trzeba zrobić, to jest bezdyskusyjne.

No Comments

Comments are closed.