Fundamentalistyczny mormonizm to nie tylko czasy pierwszych mormońskich proroków. To także XX wiek. Kiedy wierni – już po delegalizacji poligamii w Stanach Zjednoczonych – chowali się w zamkniętych, samowystarczalnych enklawach w USA albo uciekali do Meksyku czy Nikaragui, świat niewiele o nich wiedział. Trwało to co najmniej do lat 80. albo i dłużej. Nie złamały ich sądowe kary ani społeczny ostracyzm. Nie złamała ich skrajna bieda. Niszczyła ich (a bardziej: je) wewnętrzna pustka, rozpaczliwa samotność i poczucie straconego życia. Trzymał ich przy wierze przodków lęk przed utratą wiecznej chwały, a w przypadku mężczyzn – statusu boga w przyszłości.
Irene Spencer została wychowana w mormońskiej od kilku pokoleń rodzinie Amerykanów. Była drugą z dziesięciu żon Verlana LeBarona – bardzo wpływowego człowieka, współtwórcy nielegalnego kościoła fudamentalistów mormońskich. LeBaron był wzorem poligamisty: ojciec 58 dzieci, mąż dziesięciu żon. Jedną z nich była Irene:
Sześcioro moich dzieci na pewnym etapie weszło w związki poligamiczne, lecz teraz wszystkie, oprócz trojga, żyją w monogamii. Do dziś utrzymuję kontakt z niektórymi żonami Verlana. Przyjaźnimy się i nocujemy u siebie podczas pogrzebów i wesel w rodzinie. Obecnie mam sto osiemnaścioro wnucząt, z których najstarsze ma dwadzieścia sześć lat. Mam trzydzieścioro siedmioro prawnucząt i dalsze w drodze. Tak, pamiętam imiona ich wszystkich! (…) Kiedy ktoś pyta mnie o drzewo genealogiczne mojej rodziny, odpowiadam, że u nas jest genealogiczny las!
Obowiązkiem mormona-fundamentalisty było zaludniać Ziemię. W nagrodę mógł w przyszłym życiu dostać własną planetę, gdzie byłby bogiem, a wszystkie jego żony byłyby boginiami. Ideałem było posiadanie co najmniej siedmiu żon i tyle dzieci, ile się tylko da – jest bowiem niezliczona liczba duchów, które czekają na ciało, żeby się pojawić na Ziemi. Prorocy tłumaczyli poligamię historiami biblijnymi przenoszonymi wprost i dosłownie do naszych czasów.
Z książki „Żona mormona” bije przede wszystkim głęboka wiara i równie głęboki bunt. Irene jest przeraźliwie samotna, potrzebująca miłości zarówno tej emocjonalnej, jak i czysto fizycznej (Verlan zgodnie ze świętymi pismami mormońskimi uznawał seks wyłącznie w celach prokreacyjnych). To ją spala, niszczy dużo bardziej niż przeraźliwa bieda w jakiej przyszło im żyć.
Irene była zdecydowana na rozwód (dość prosty w społecznościach mormońskich). Nie zdążyła – Verlan zginął w wypadku samochodowym.
Jako produkt czterech pokoleń poligamistów żyłam uwięziona w zamkniętej społeczności, przekonana o tym, że byliśmy wybrańcami Boga. Wychowano mnie w strachu przed „zgubnym wpływem pogan” spoza naszej sekty. Bóg naznaczył nas jako ludzi „szczególnych”, którzy muszą trzymać się z dala od „podłości tego świata i społeczeństwa”. Moja nieufność topniała jednak z każdą osobą „spoza”, która stawała na mojej drodze. Ciepła, miła życzliwość, na którą – byłam przekonana – trzeba zasłużyć, wprost emanowała z tych ludzi. Oni cenili mnie z powodu moich własnych zalet, a nie ze względu na przekonania religijne.
No Comments
Comments are closed.