Historia na czerwono

28/04/2015

Podhalańskie podziemie niepodległościowe, czy szerzej – antyhitlerowskie – było ogromne. Walczyli tam wszyscy: ludowcy, komuniści i narodowcy. Walczył tam „Zawisza”, „Tatar”, „Ogień”. Alfons Filar wybrał jednak monochromatyczną, czerwoną wersję historii, w której jedyną znaczącą siłą była na pograniczu polsko-słowackim partyzantka radziecka.

zapasembronAutor „Za pasem broń. Z dziejów ruchu oporu na Podhalu” to znana postać. Jego liczne książki ukazywały się w dawnych czasach w gigantycznych nakładach. Trudno żeby było inaczej, skoro mówimy o partyzancie Armii Ludowej, milicjancie już od 1945 roku. Był tak zaufanym człowiekiem czerwonej władzy, że przez chwilę był nawet w latach 70. attache w polskiej ambasadzie w Waszyngtonie.

Ale dobrze, skoro już przeczytałem tę książkę, spróbujmy znaleźć tam cokolwiek wartościowego. Nie trzeba zresztą długo szukać, bo od pierwszych stron byłem bardzo pozytywnie zaskoczony (niedługo później się to zmieniło). Filar pisze bowiem o czymś, o czym nie miałem dotychczas żadnej wiedzy. Na kilka miesięcy przed wojną polskie wojsko zaczęło formować tajne oddziały Dywersji Pozafrontowej. Zakładano, że na pewien czas rejon Podhala przejdzie w ręce niemieckie i zawczasu przygotowywano i szkolono konspiracyjny oddział liczący około czterdziestu żołnierzy. Byli oni nieźle uzbrojeni, wyszkoleni i zakonspirowani – o powodach braku powołania do regularnej armii wiedzieli tylko ich przełożeni. Na początku lipca 1939 roku do Nowego Targu przyjechał specjalny wagon z materiałami wybuchowymi i bronią. Można rzec: lepszego startu partyzantka mieć nie mogła. Okazuje się, że jednak mogła. Niemcy wpadli na trop Dywersji Pozafrontowej już po kilku miesiącach okupacji. Z całej siatki konspiratorów przed aresztowaniami uszło tylko sześciu, wśród nich osnuty legendami Rudolf Samardak.

Ciekawie pisze Filar o podziemnej edukacji na Podhalu, o kurierach potrafiących przewieźć wszystko i wszystkich z Polski do Słowacji, Rumunii, Węgier. Ciekawie pisze też o masie nie tylko konfidentów, ale zwyczajnych zdrajców, takich jak choćby Wacław Krzeptowski, który chciał stworzyć wiernopoddańczy Niemcom Gorallenvolk. Sami górale go wielokrotnie ostrzegali, wysłali mu choćby taki wierszyk:

Cy ty, Wacek, nie wies, jacy my górale?
Polska nam ojcyznom, a my jej synowie!
Nie ryj, świnio głupio, nie psuj polskiej sprawie,
Niemców z nas nie zrobis, choć byś stał na głowie,
Polska bedzie zyła, Niemcy przegrać musom,
Tobie kula trafi jabo cie obwiesom.

No i trzeba przyznać, że górale nie rzucają słów na wiatr. Ostatecznie Wacka powieszono.

To te jasne strony książki Filara. Żeby nikt nie mówił, że ich nie zauważam. Niestety, tych czerwonych jest do mdłości więcej. Z narracji pana milicjanta wynika, że z Niemcami walczyli nieliczni górale pod wodzą i przy ojcowskim wsparciu radzieckich partyzantów. Robili to tak efektownie, że nawet oddział „Bor’ba” z oddziałem „Chełm” uczcili 27. rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej wysadzeniem składu cystern z benzyną. Wzruszające? To jeszcze nic. Kiedy Filar opisuje, jak to sobie dziubków pili Polacy i Sowieci, mam wrażenie, że on naprawdę w to wierzył. Zresztą, czemu mam sam mieć ubaw:

Zatrzymali się dopiero na Hali Mieszkowej, na pół godziny – tyle, ile trzeba na pospieszne spożycie śniadania. Żywności jak na razie mieli pod dostatkiem. Z ostatnim zrzutem amunicji otrzymali również spory zapas konserw mięsnych, sucharów i chleba. Zaopatrzyli ich także Polacy z Suchej Góry, Skawicy i Zawoi. Życząc partyzantom szczęśliwej drogi, wtykali im do rąk co się dało z własnych, niewielkich przecież zapasów.
– Woźmijtie, towarysz partyzant – mówili, kalecząc język – u nas jeszcze jest.
W ciągu paromiesięcznych kontaktów z partyzantami radzieckimi zdołali sobie przyswoić jako tako skromny zasób podstawowych słów. Dawali dowody szczerej przyjaźni, zrodzonej w walce ze wspólnym wrogiem. Silną stroną prostych ludzi wiejskich zawsze było trzeźwe myślenie. Nikt ich nie musiał agitować – sami orientowali się dokładnie w sytuacji. Wiedzieli, że wolność może przynieść narodowi polskiemu tylko Armia Radziecka.

Tak, zapamiętajmy: tylko oddział im. Szczorsa genialnie, bezbłędnie dowodzony przez kapitana „Potiomkina” wyzwolił Zakopane. To nic, że o to miasto nie było walk, bo Niemcy je po prostu opuścili. Dla odreagowania po lekturze Filara polecam Biuletyn IPN.

Wrap Up

Za pasem broń - Alfons Filar

  • 1/10
    Obiektywizm historyczny
  • 7/10
    Ciekawostki historyczne
  • 8/10
    Relacje świadków

Pros

Cons

No Comments

Comments are closed.