Polska literatura generalnie nie nadąża. Nie nadąża za światowymi trendami, za wydarzeniami, za językiem ulicy. Co zrobić, tak już jest. Dlatego trzeba się cieszyć, kiedy pojawiają się w księgarniach takie powieści jak „Plaga” Bartłomieja Świderskiego. Kawał soczystej, szybkiej opowieści o tym co mogło się wydarzyć tu i teraz.
„Plaga” to dystopia o niekończącym się lockdownie – zapowiada wydawca i generalnie ma rację, ale jednak ta powieść jest też o innych sprawach. Głównym bohaterem pozornie jest Michał, scenarzysta, który zaczyna wariować w domowej kwarantannie i zaprzyjaźniać się z domową myszką. Michał stanie jednak oko w oko z szansą na przebicie muru i zobaczenie świata takim, jaki on jest naprawdę. I tutaj poznajemy prawdziwe zajęcie prawdziwego autora „Plagi”, bo wskakujemy w rollercoaster szybkiego, nowoczesnego montażu filmowego i pędzimy z naszymi bohaterami po okolicach Warszawy w klimacie postapokaliptycznej dystopii.
Ale ale – Michał tylko pozornie jest głównym bohaterem powieści. Prawdziwym bohaterem jest strach, w tej historii boją się wszyscy, tyle tylko, że każdy czegoś innego. Strach przestaje być w pewnym sensie przywiązany do swojego źródła, a staje się autonomicznym bytem. Dziewczyna Michała, świetnie zarysowana postać- mimo że formalnie praktycznie nieobecna na łamach książki, to wciąż wpływająca na akcję – mówi w pewnym momencie tak: „Przestań się bać, Michał. Mnie zabija plaga, a ciebie strach… Ja umrę raz, a ty umierasz sto razy dziennie”. I o tym jest tak naprawdę „Plaga” – o strachu.
Dużo w tej powieści nawiązań tak do „Dżumy” Camusa, jak do COVIDa duetu Szumowski/Niedzielski. Oczywiście nie wprost, przynajmniej jeśli chodzi o to drugie nawiązanie. Pojawia się również wątek… bardzo, wręcz bezgranicznie bogatego Polaka o dziwnie znajomo brzmiącym nazwisku, który wykorzystuje plagę do jeszcze większego wzbogacenia się. Właśnie: wykorzystuje zarazę, czy jest… jej autorem? Pojawiają się strefy zamknięte, których w rzeczywistości (jeszcze?) nikt nie wprowadził. Pojawiają się też odporni na zarażenie. Pojawia się zorganizowany, zwarty i konkretny ruch oporu. Słowem: piękna, szybka przejażdżka po epidemii.
Czy faktycznie tak mógłby wyglądać ten niekończący się lockdown? Obyśmy nie musieli się o tym nigdy przekonać, bo „tu nie kroił się dialog, lecz raczej nekrolog. I to niejeden”.
Moje nieprzyzwyczajone gardło momentalnie wyschło i musiałem użyć całej woli, by zdusić kaszel w zarodku. Nawet jeśli byłem zarażony, pokasływanie nie miało z tym nic wspólnego, było tylko mechaniczną reakcją na zimne powietrze. Ale przecież osiemset trzynastego dnia lockdownu nikt nie przyjmował już zapewnień o niewinnym kaszlu.
Świetny język, błyskawiczna – filmowa, nieco wręcz przerysowana – akcja to zalety „Plagi”. A wady? Wynikające wprost z zalet: dwuwymiarowi bohaterowie, ale trudno wymagać głębokich portretów psychologicznych postaci, które mają za zadanie biegać, uciekać i szukać rozwiązań. To są raczej gracze w escape roomie niż pełnokrwiści bohaterowie Dostojewskiego. Czy to zarzut? Nie sądzę, bo w konwencji szybkich migawek jaką przyjął Świderski inna strategia kreślenia postaci bohaterów sprawiłaby czytelnikowi zwyczajny dyskomfort.
No Comments
Comments are closed.