Mechanizm i dusza niemieckich upiorów

25/05/2015

malcuzynskiProces w Norymberdze był wyjątkowy, tak jak wyjątkowa była poprzedzająca go wojna. Pierwszy raz w historii przed normalnym sądem stanęli ci, którzy odpowiadali za faszystowskie, nazistowskie, niemieckie szaleństwo. Byli traktowani nie jak jeńcy wojenni, tylko jak kryminaliści. „Oskarżeni nie przyznają się do winy” Karola Małcużynskiego nie jest książką historyczną, naukową. Bliżej jej do reportażu. Dzięki czemu koszmar zbrodni i groteskowość zbrodniarzy widzimy w szerszym kontekście. Mimo że książka ukazała się w połowie lat 60., autor nie wciąga nas zbyt nachalnie w ówczesną propagandę, a jeśli to robi, to jak w przypadku „wypędzonych” brzmi przeraźliwie aktualnie.

Małcużyński był obecny podczas procesu jako jeden z nielicznych polskich dziennikarzy. Jego opis Niemiec i Niemców w pierwszych powojennych miesiącach jest bardzo mocny: bieda, nędza i brak honoru. Jak mówi, podczas okupacji widział różne sytuacje. Widział przerażenie i chwile słabości. Mimo to Polacy zwykle ginęli z Polską na ustach. Niemcy tuż po kapitulacji okazały się… antyfaszystowskie. Nie było komu nie tylko ginąć za tak powszechnie gloryfikowaną ideę, ale nie było nawet komu jej bronić. Wszyscy byli niewinni. Także ci, którzy ostatecznie zostali przez międzynarodowy trybunał oskarżeni.

Norymberga była gigantycznym przedsięwzięciem pod każdym względem. Miała na celu nie tylko wymierzenie sprawiedliwości kluczowym – pozostałym przy życiu – Niemcom, ale przede wszystkim zgromadzenie dowodów i zeznań świadczących o charakterze III Rzeszy. Czy się udało? Chyba tak. Czytając rozważania autora uświadomiłem sobie jedną rzecz: ówczesny „cywilizowany” świat (Anglia, USA itp) miał taką samą trudność w zrozumieniu faszyzmu jak my dzisiaj. Jasne, wiemy o obozach koncentracyjnych, o holokauście i łapankach, ale czy naprawdę jesteśmy w stanie zrozumieć o czym mowa? Takie książki jak „Oskarżeni nie przyznają się do winy” sprawiają mi niemały problem. Ale bez nich byłbym zupełnie niezdolny nawet do podjęcia próby zrozumienia.

Dzisiaj potrafimy zrozumieć, że istnieje prawo, które zmienia życie jakiejś grupy w koszmar. Feldmarszałek Wilhelm Keitel (kara śmierci) wydał Wehrmachtowi jednoznaczne, choć tajne rozkazy, by na terenach okupowanych wszelkie osoby cywilne podejrzane o prowadzenie akcji przeciwko niemieckiemu wojsku były rozstrzeliwane bez sądu. W tym samym rozkazie Keitel pisze, że nie należy prowadzić jakichkolwiek dochodzeń sądowych przeciw żołnierzom niemieckim, który popełnią przestępstwa wobec osób cywilnych. Zrozumienie konsekwencji tych dwóch części rozkazu jest kluczowe dla zrozumienia mechanizmów zbrodni III Rzeszy.

W Norymberdze wyszły na jaw sekrety całej, skomplikowanej gospodarki śmierci w najmniejszych szczegółach. Niemcy wymyślili np. samochody służące do masowego zabijania gazem. Z zewnątrz wyglądały jak zwykłe ciężarówki, ale po zamknięciu szczelnych drzwi uwięzionych ludzi zabijał gaz. „Zwykli”, „niewinni” Niemcy w sercu Rzeszy trudzili się, żeby ten wynalazek udoskonalać. Zachowała się korespondencja w tej sprawie. Konstruktor samochodów, dr Becker odpisywał na skargi:

Nieprawidłowo na ogół stosuje się dozowanie gazu. By jak najszybciej wszystko skończyć, kierowca naciska akcelerator do deski. Osoby przeznaczone do egzekucji ponoszą śmierć przez zaduszenie, a nie przez uśpienie, jak to było planowane… Moje ostatnie wskazówki udowodniły, że przy właściwym uregulowaniu dźwigni śmierć następuje szybciej i więźniowie spokojnie zasypiają. Nie stwierdzono więcej wykrzywionych twarzy i wydalania ekskrementów, jak to widywano wcześniej.

Zabijanie na taką skalę było objawem szaleństwa? W jakimś sensie pewnie tak, ale szaleństwa wymagającego ogromnego zaangażowania przemysłu. Podczas zwyklego badania w więzieniu amerykański lekarz zadał Rudolfowi Hessowi (dożywocie) naiwne pytanie, jak to było technicznie możliwe zabić taką liczbę ludzi.

Technicznie? – zdziwil się Hess – o, to nie było takie trudne. Można było eksterminować nawet większą ilość (…) Pan wciąż nie umie sobie tego właściwie wyobrazić. Samo zabijanie zajmowało najmniej czasu. Można było w ciągu pół godziny załatwić 2000 sztuk. Najwięcej czasu pochłaniało palenie. Zabijanie było łatwe, nie potrzeba było nawet straży, by wpędzić ich do komór; po prostu wchodzili do środka, spodziewając się, ze idą wziąć prysznic. Tyle że zamiast wody puszczaliśmy gaz trujący. Wszystko szło bardzo szybko.

Oczywiście: w Norymberdze nikt tak naprawdę nie czuł się winny. Nawet kiedy pokazywano film nakręcony po wyzwoleniu obozów koncentracyjnych, kiedy oskarżeni musieli odwracać oczy od tych obrazów, kiedy płakali w celach – linia obrony się nie zmieniała. Wszyscy tylko wykonywali rozkazy. W mowie końcowej szef amerykańskiej prokuratury powiedział coś, co świetnie oddało klimat procesu:

Jeśli byśmy tylko połączyli opowieści, jakie słyszeliśmy z ławy oskarżonych, oto jaki humorystyczny obraz rządu hitlerowskiego otrzymalibyśmy. Składał się on: z drugiego (w państwie) człowieka, który nic nie wiedział o wyczynach Gestapo, choć sam je stworzył i nigdy nie podejrzewał istnienia programu eksterminacji Żydów, choć podpisał masę dekretów, zarządzających prześladowanie tej rasy, trzeci człowiek (w państwie), który był niewinnym pośrednikiem, przekazującym rozkazy Hitlera, nawet ich nie czytając, po prostu jak listonosz lub goniec; minister spraw zagranicznych, który mało wiedział o sprawach zagranicznych, a zupełnie nic o polityce zagranicznej; feldmarszałek, który wydawał rozkazy siłom zbrojnym, ale nie miał pojęcia, jakie mogą być ich praktyczne rezultaty; szef bezpieczenstwa, który był przekonany, że funkcje policyjne Gestapo i SS miały charakter zbliżony do regulowania ruchu ulicznego; filozof partyjny, zainteresowany w badaniach historycznych, ale zupełnie nie świadom gwałtów, które jego filozofia powodowała w XX wieku; generalny gubernator Polski, który panował, ale nie rządził; Gauleiter Frankonii, którego zajęcie polegało na produkowaniu obrzydliwej pisaniny o Żydach, ale który nie przypuszczał, by ktokolwiek to czytał; minister spraw wewnętrznych, który nie wiedział co się dzieje wewnątrz jego biura, jeszcze mniej o tym, co się dzieje wewnątrz jego resortu, a już zupełnie nic o tym, co się dzieje wewnątrz Niemiec (…) i wreszcie pełnomocnik do spraw gospodarki wojennej, który potajemnie organizował całą gospodarkę na rzecz zbrojeń, ale nawet mu do głowy nie przyszło, że to ma coś wspólnego z wojną..

„Oskarżeni nie przyznają się do winy” nie jest lekturą obowiązkową, ale dla zainteresowanych nie tyle historią, co samą naturą totalitaryzmu i ludobójstwa, wysoce zalecaną.

Wrap Up

Okarżeni nie przyznają się do winy - Karol Małcużyński

  • 9/10
    Zarys tła historycznego
  • 10/10
    Dobór źródeł
  • 9/10
    Jakość dziennikarska

Pros

Cons

No Comments

Comments are closed.