„Freshers” była jakimś wydarzeniem literackim głównie w Walii, choć chyba też w Anglii czytano tę powieść dość powszechnie. Historia trójki przyjaciół wyruszających z małego miasteczka na studia wciągnąć może jedynie nastolatki, a sex drugs rock’n’roll – zwłaszcza tak infantylnie opowiedziane – to zdecydowanie za mało, żeby kogokolwiek zachęcać do tej powiastki.
Rzecz wygląda jakby była pisana według jakiegoś schematu znalezionego w podręczniku „Nauka pisania bestsellerów nie tylko dla orłów”. Kujonka, bardzo religijny chrześcijanin i licealna lampucera zdali na studia na ten sam uniwerek. Będą mieszkali w jednym akademiku i cieszą się z nadchodzącej wolności. Bardzo różnie rozumiejąc ten wyraz.
Potem mamy imprezy, seks, koncerty, narkotyki, ciąże, aborcje, kłótnie rodzinne, małżeństwa, samobójstwa, romanse i takie tam elementy studenckiego życia. Na końcu (zdradzę, bo przecież i tak nikt tego nie przeczyta do końca, nieprawdaż?) cała trójka nie kończąc pierwszego roku wraca do rodzinnej pipidówy.
Nie, żaden morał nie jest w stanie zwrócić nam tych kilku godzin morderczej lektury.
No Comments
Comments are closed.