Wiecie jak to jest u Cobena? Jak mamy przed sobą koszmarne zbrodnie, a do wyboru bezwzględnych gangsterów, skorumpowanych polityków-mafiozów, zranionego męża i niepozorną staruszkę, to kto będzie sprawcą? Oczywiście: staruszka. Już tylko za to można lubić Cobena.
„One False Move” jest częścią cyklu o Myronie Bolitarze, który razem z Winem uwielbia pakować się w tarapaty i przy okazji rozwiązywać zagadki kryminalne. W tej powieści Myron – skuszony obietnicą kontraktu – podejmuje się zapewnić bezpieczeństwo błyskotliwej koszykarki, czarnoskórej Brendy. Rzecz jasna dziewczyna jest przepiękna, wrażliwa, tajemnicza i inteligentna. Resztę można sobie dopowiedzieć, choć jak to u Cobena – wszystko jest podane w taktowny i elegancki sposób.
Jest jednak coś, co odróżnia tę powieść od innych książek Cobena. Oczywiście to wciąż jest soczysty kryminał, wciąż cieszymy oko rewelacyjnymi dialogami, czasem nieco przerysowaną akcją. W „One False Move” jest jednak coś wyjątkowego. Nie mówię o samym zakończeniu, choć brak solidnego happy endu to mimo wszystko zaskoczenie. W tej powieści jest po prostu smutek. Myron zawsze był trochę naiwny, wrażliwy, ale tym razem jest zwyczajnie – jak mawiał pewien bydgoski fotograf – rozmontowany. Sypie mu się relacja z Esperanzą – przyjaciółką i współpracowniczką, której przestała wystarczać rola pracownika, związek z Jessicą jest na krawędzi katastrofy. Nie zdradzę zakończenia, ale powiem tylko tyle, że nie jest ono jednoznaczne.
Harlan Coben napisał naprawdę wiele powieści, ale „One False Move” to pozycja obowiązkowa dla fanów i tych, którzy dopiero chcieliby poznać jego twórczość.
No Comments
Comments are closed.