Pamiętałem Orsona Scotta Carda sprzed wielu, wielu lat, kiedy z wypiekami czytałem opowieść o młodym Enderze, którego gra miała uratować ludzkość. Później wiedziałem, że autor wpadł w manię, której nie cierpię i został seryjnym pisarzem. Takim co to niby nie potrafi opowiedzieć historii w jednej książce, więc musisz kupić pięć. No i kupiłem ?Pamięć Ziemi?, bo dopiero małym druczkiem było napisane, że to pierwszy tom z jakiegoś cyklu. Na szczęście dowiedziałem się o tym dopiero po zamknięciu książki. A to naprawdę konkretny dwustrzałowiec – dwa sympatyczne wieczory w jego towarzystwie dają dużo radości. Czy kolejne tomy połknąłbym z marszu? Pewnie nie? Historia dzieje się kilkadziesiąt milionów lat po zagładzie Ziemi. Sto lat świetlnych dalej, ludzie żyją na planecie, którą nazwali Harmonia. Na tej planecie życie się toczy wokół miast, nieco na wzór grecki, ale najciekawsze jest to co zostało z technologii. Wszystko jest kontrolowane przez komputery, energię każdy czerpie ze słońca, ale są ograniczenia. Na przykład takie, że nie istnieją pojazdy kołowe. Nikt o nich nie myśli. No prawie nikt, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele. Nad tym, żeby ludzie się nie pozabijali, żeby Harmonia nie skończyła jak stara Ziemia, czuwa Naddusza. Przemawia czasem do wybrańców, ale jest coraz słabsza….