Części zamienne od ręki
Przeczytane / 18/02/2015

Gerritsen jest przerażająca. Naprawdę. Uwielbiam jej prozę prawie totalnie, poza lekkimi wpadkami, zwłaszcza kiedy penetruje obszary poza jej literackim dominium, jest doskonała. Taka jest też powieść „Harvest”, która wpisuje się w gerritsenowską konwencję kryminału, czy raczej thrillera medycznego. Najbardziej irytujące u Tess Gerritsen jest to, że ona naprawdę wie o czym pisze. Jest w końcu byłym lekarzem. To trochę jak w najlepszych thrillerach konspiracyjnych (nie wiem czy jest jakiś sensowny polski termin na ten gatunek, chodzi o dreszczowce oparte na jakiejś teorii spiskowej), kiedy fikcja jest tak prawdopodobna, że szukamy standardowej notki: „oparte na prawdziwych zdarzeniach”. „Harvest” opiera się na sensownym ciągu logicznym. W USA – nie wiem jak to działa w innych krajach, ale chyba podobnie – jest ogólnokrajowa lista osób oczekujących na przeszczep np. serca. Miejsce na liście jest przyznawane przez naprawdę obiektywną komisję, która bierze pod uwagę wyłącznie stan zdrowia oczekującego. A takich np. serc do przeszczepu jest niewiele. Gerritsen zadaje banalne pytania: a co zrobiłbyś, jeśli byłbyś niewyobrażalnie bogaty i musiałbyś patrzeć jak twoja żona, twoje dziecko umiera, bo jest na liście niewystarczająco wysoko? Albo i nawet jest na szczycie, ale po prostu nie ma „na rynku” odpowiednich organów do przeszczepu? Jak daleko byś się posunął?…

Częściowo świetna powieść
Przeczytane / 17/01/2015

Wydana w 2007 roku powieść „The Bone Garden” to – naprawdę przykro mi to mówić – jeden z najsłabszych tytułów w dorobku Tess Gerritsen. A szkoda, naprawdę szkoda, bo mogła to być świetna powieść. Chyba pierwszy raz Gerritsen użyła dwóch czasów powieściowych: teraźniejszości i pierwszej połowy XIX wieku. Nic odkrywczego, prawda? Po błyskotliwym cyklu Kate Mosse trudno komukolwiek rywalizować w tej dyscyplinie. Tym bardziej, że już parę godzin po lekturze „The Bone Garden” i tak w pamięci zostaje wyłącznie jedna część opowieści. Która? Ciekawie jest, kiedy dwa plany czasowe się uzupełniają, wzbogacają. Po co w tej powieści jest „teraźniejszość”? Naprawdę nie potrafię zrozumieć. Julia Hamill, po rozwodzie i dość solidnie pokiereszowana emocjonalnie, kupuje dom na wsi, w Massachusetts. Podczas prac w ogródku natrafia na ludzką czaszkę. Doktor – a jakże! – Maura Isles identyfikuje szkielet, jako kobietę, która została pochowana na początku XIX wieku. I tutaj zaczyna się tak naprawdę ciekawa historia. Lata 30. XIX wieku w Bostonie oglądamy oczami siedemnastoletniej, dzielnej, inteligentnej i koszmarnie ubogiej szwaczki z bostońskich slumsów Rose oraz Norrisa Marschalla – chłopaka ze wsi, który cudem (jak się później okaże, nie był wcale cud) wyrwał się z gospodarstwa ojca i studiuje medycynę. Ten okres to był…

Nic nie jest oczywiste

Takiej szaleńczej przejażdżki oczekiwałem. Wydana cztery lata temu (2010) powieść z cyklu o detektyw Rizzoli i doktor Isles „The Killing Place” to majstersztyk absolutnie wykraczający poza standardy literatury kryminalnej czy thrillera medycznego. To jest Gerritsen siłą wciągająca czytelnika za rękaw do górskiej kolejki, której zakręty powodują oszołomienie, ale i zachwyt. Praktycznie wszystkie wątki i motywy, za które uwielbiam Tess Gerritsen, pojawiają się w tej powieści. Mamy więc thriller medyczny i soczyste (dosłownie…) sceny eksploracji anatomicznej zarówno pacjentów żywych, jak i poddawanych sekcji ofiar. Mamy też koszmarnie skomplikowany romans Maury Isles z Danielem, który jak pamiętamy jest księdzem szamoczącym się między dwiema miłościami życia. Mamy kryminał, dość powiedzieć, że w pewnym momencie uczestniczymy w ceremonii pogrzebowej… Maury. Do tego zawsze mnie wciągający wątek sekt, prowadzonych przez charyzmatycznego lidera w jemu tylko znanym kierunku. Pojawia się nawet Sansone i jego szkoła dla dzieciaków o „specjalnych zdolnościach”. Nie zabrakło też dylematów macierzyństwa, zarówno w kontekście pragnień i lęków, jak i sekciarskiego obłędu. Co najważniejsze: w tej powieści nic nie jest oczywiste. Każdy pewnik zostanie rozstrzaskany w najmniej spodziewanym momencie. Nie są to zwroty akcji w stylu niektórych pisarzy popularnych, kiedy wątki są prowadzone według przewidywalnego wykresu – tutaj naprawdę jesteśmy wrzuceni do pędzącego…

Medical fiction
Przeczytane / 25/11/2014

Jak zwykle u Tess Gerritsen są lekarze i zbrodniarze. Tym razem nie jest to nasza ulubiona para Jane Rizzoli i Maura Isles, ale cztery lata wcześniejsza (1997) heroina doktor Toby Harper. Co różni „Life support” od cyklu z Rizzoli? Niewiele, mamy ten sam rodzaj napięcia, tę samą dbałość o detal literacki i merytoryczny. Mam jednak wrażenie, że w tej powieści Gerritsen miała przed oczami bardziej dylematy etyczne, niż widowiskową akcję. I świetnie. Problem etyczny, z jakim mamy do czynienia jest głęboko osadzony w rzeczywistych badaniach prowadzonych m.in. w USA i Rosji. Chodzi o zatrzymanie starzenia się. Praktycznie wszystkie komórki ludzkiego ciała się regenerują, oprócz mózgu. A mózg sterujący hormonami jest kluczowy, bo z niego wychodzą sygnały do starzenia się reszty ciała. Istnieją dowody na to, że wszczepione „młode” komórki mózgowe do „starego” mózgu potrafią się doskonale utożsamić z „gospodarzem” i odrodzić jego zdolność do produkcji hormonów. Przynajmniej oficjalne dane dotyczące szczurów potwierdzają tę tezę. A jeśli jest to możliwe z małpami? A jeśli z ludźmi? Specyficzny dom starców, bajecznie bogatych, zapewnia w pakiecie młodość. Oficjalnie dzięki wyjątkowej mieszance hormonów, a faktycznie dzięki wszczepianiu komórek mózgowych pobranych najpierw od ofiar aborcji, a później dzię?i specyficznej „hodowli”, którą się prowadzi w macicach…

Wycięte macice, poderżnięte gardła
Przeczytane / 25/10/2014

Chaotycznie czytam powieści Tess Gerritsen. Tym razem sięgnąłem po „The Surgeon”, pierwszą, w której pojawia się nasza soczysta bohaterka, pani detektyw Jane Rizzolli. W Bostonie ginie kilka kobiet. Są znajdowane we własnych sypialniach, z przywiązanymi do łóżek rękoma i nogami. Mają fachowo rozcięte podbrzusze i wycięte macice, które sprawca zabiera ze sobą. To wszystko dzieje się, kiedy ofiary jeszcze żyją. Po swoistej operacji sprawca jednym głębokim cięciem otwiera im gardła. W toku śledztwa okazuje się, że tajemniczym ogniwem łączącym wszystkie ofiary jest fakt, że jakiś czas wcześniej były zgwałcone. Podczas rutynowych działań na scenę wchodzi doktor Catherine Cordell, której przeżycia rozbijają wszystkie dotychczasowe hipotezy. Cordell kilka lat wcześniej, w innym mieście, prawie została zamordowana w ten sam sposób. Została przywiązana do łóżka przez kolegę, też lekarza, zgwałcona. Nie została jednak poddana „operacji” ani zamordowana, bo cudem udało jej się oswobodzić jedną rękę i sięgnąć pod łóżko po pistolet. Zatrzeliła sprawcę. Jego autopsja nie budzi wątpliwości: był martwy i na pewno nie jest zabija teraz, w Bostonie. Więc kto poluje na zgwałcone kobiety? Fanom Gerritsen tej powieści polecać nie trzeba. Gdyby jednak ktoś się zastanawiał, to powiem krótko: w „The Surgeon” jest wszystko, do czego amerykańska autorka nas przyzwyczaiła. Jest oryginalny…

Najczystsze dzieło kryminalnej sztuki

Wiadomo wszem i wobec, że uwielbiam Tess Gerritsen. Uważam, że to dzisiaj najlepsza na świecie autorka powieści kryminalnych, które zdecydowanie wykraczają poza coś, co z kryminałem kojarzyło się od zawsze. Autorka miewa słabsze momenty, ale „Body double” jest powieścią doskonałą. Oczywiście w swojej kategorii. „Body double” to wydana w 2004 roku powieść będąca częścią serii o pani detektyw Jane Rizzoli i doktor Maurze Isles. Tym razem Jane będąca w bardzo zaawansowanej ciąży jest tłem dla opowieści, której główną bohaterką jest dr Maura. Gerritsen zwykle stroni od widowiskowych fajerwerków skupiając się na emocjonalnej, medycznej i – że tak powiem – filozoficznej stronie wydarzeń. Tym razem jest inaczej. Dużo inaczej. Powieść zaczyna się od powrotu dr Maury z Paryża. Kiedy przylatuje do domu, do Bostonu, na lotnisku nie może znaleźć bagażu. Musi składać reklamację, czas się dłuży. Wreszcie kiedy dojeżdża do domu, widzi całą okolicę zablokowaną przez policję i tłumy gapiów-sąsiadów. Wszyscy patrzą na nią bardzo uważnie, z niedowierzaniem. Policjant prowadzi ją prosto do jej domu, gdzie Jane Rizzoli wypytuje ją o różne szczegóły, jakby chciała się upewnić, że rozmawia z tym, na kogo rozmówca wygląda. Wreszcie przyjaciółka odkrywa karty: przed domem Maury znaleziono samochód. Za kierownicą siedziała kobieta z kulą w…

Dzieci na celowniku
Przeczytane / 19/09/2014

Tess Gerritsen jest wciąż na mojej top liście. Tym razem połknąłem jej przedostatnią powieść, wydaną w 2012 roku „Last to die” (w Polsce wyszło pod tytułem „Ostatni, który umrze”). Nie powiem, to kawał przyzwoitej prozy, ale… Gerritsen przyzwyczaiła mnie do pewnego, solidnego poziomu pisarskiego. Tej powieści warsztatowo niczego nie brakuje. Od Amerykanki wymagam jednak czegoś więcej ? zaskoczenia, które zwala z nóg. Tym razem pisarka próbowała i jeśli chodzi o mnie, chybiła. Osią powieści jest trzech nastolatków. Teddy, Will i Claire nie są tacy jak inni rówieśnicy. Łączy ich niezwykłe doświadczenie: dwa lata wcześniej stracili rodziców. Zostali zamordowani na luksusowym jachcie, zastrzeleni w Londynie, zginęli wskutek wybuchu bomby w samolocie. Cudem przeżyli. Teraz wszyscy troje tracą rodziny zastępcze, które również są zamordowane. I drugi raz cudem przeżywają. Trafiają do szkoły-fortecy prowadzonej przez znany już z powieści Gerritsen Mephisto Club. Tylko detektyw Jane Rizzoli i jej przyjaciółka Maura Isles wierzą, że losy trójki dzieci to nie tylko koszmarny zbieg okoliczności. Rzecz jasna, nie mylą się. Przeczytać można. Wrócić do tego po latach, niekoniecznie.

Jak na debiut…
Przeczytane / 12/08/2014

Powieść „Call after midnight” była debiutem Tess Gerritsen. Na sławę i miliony musiała jeszcze poczekać prawie 10 lat. Wiem już dlaczego. Generalnie Gerritsen zawsze chciała pisać. Mądrość życiowa kazała jej skończyć studia i zostać lekarzem (i antropologiem – tak nawiasem pisząc), ale to literaturę miała w sercu. Zanim zdobyła popularność na całym świecie, dostała sporo nagród i zarobiła miliony, nie była przekonana do swojego talentu. Napisała dwie powieści „na próbę”, ale nikomu ich nie pokazała. Potem – w 1986 roku – napisała „Call after midnight” i zaniosła do wydawnictwa. Harlequin Intrigue wydał ją rok później. Szału nie było, choć Gerritsen wskoczyła na prawie dziesięc lat do zbioru pisarzy „średnich”. „Call after midnight” to opowieść rzeczywiście dziwna. Napisana dość chaotycznie, jakby autorka chciała zauroczyć czytelnika mnogością miejsc, gęstością fabuły – choć jest ona w rzeczywistości bardzo prosta. Średnio atrakcyjna Amerykanka – Sarah Fontaine – poznała sześć miesięcy wcześniej przystojnego mężczyznę. Dwa miesiące wcześniej się pobrali. Mężczyzna utrzymywał, że pracuje dla Bank of London i musi regularnie latać do Anglii. Tym razem jednak nie zadzwonił z podróży. Zadzwonił za to pracownik służb dyplomatycznych ze smutną wiadomością. Geoffrey nie żyje. Zginął w pożarze, który sam wywołał zasypiając z papierosem w hotelowym pokoju. W…

Musiało się stać. Musiało.
Przeczytane / 07/08/2014

„Under the knife” Tess Gerritsen (nie mam zdrowia sprawdzić jak to wyszło po polsku) to koszmarek. Musi jej się śnić, chyba że sprzedała tego mnóstwo 😉 Kate jest lekarzem obecnym przy prostej operacji dziewczyny, która pracuje w jej szpitalu jako pielęgniarka. Standardowa procedura zawodzi, pacjentka umiera. Zaczyna się szukanie winnych. Kate czuje się bez winy, ale z dokumentacji wynika, że nie zauważyła… zawału serca. Kate spotyka prawnika, który stracił w podobny sposób – przez niekompetencję lekarzy – syna. Oczywiście jest od razu miłość itp. Tak źle napisanej powieści nie czytałem dawno. Po Gerritsen nie spodziewałem się takiego babola. Przykrość.

Gerritsen w kosmosie
Przeczytane / 02/08/2014

Trwa mój osobisty karnawał z Tess Gerritsen. I z każdą kolejną powieścią przygoda staje się jeszcze bardziej wciągająca, bardziej hipnotyzująca. w „Gravity” pasjonuje praktycznie wszystko. Znowu Gerritsen mnie zaskoczyła. Znów nie ma tu żadnej otoczki kryminalnej. Jest za to soczysta opowieść o miłości, pasji, bezwzględności, strachu i naturze. Doktor Emma Watson jest lekarzem, w trakcie rozwodu z mężem – także doktorem. Oboje chcieli sięgnąć gwiazd. Dosłownie – oboje pracują dla NASA, ale Jacka McCalluma z listy potencjalnych astronautów wyeliminowała niegroźna choroba. Na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ma na kilka miesięcy polecieć Emma. Mimo gotowych dokumentów rozwodowych, ich emocje, uczucia wydają się dość labilne. I wydawałoby się, że mamy do czynienia z jakimś mdłym romansem doprawianym kosmosem. Tym bardziej, że już na ISS spotykamy innego astronautę. Jego właśnie musi wymienić Emma. Mężczyzna musi jak najszybciej trafić na Ziemię, bo jego żona miała ciężki wypadek i umiera. Zdradzę, że nie zdąży. To jest właśnie geniusz Gerritsen: z naprawdę mało istotnego dla całej powieści wątku buduje ona opowieść, która zostaje na długo w głowie. I takich smakowitych wątków jest u niej naprawdę wiele. Wracając do „Gravity”. Na ISS u jednego z astronautów błyskawicznie rozwija się dziwna choroba. Zaczyna się od niewinnego bólu głowy…