Nie: marihuana nie jest uniwersalnym lekiem na wszystko. Nie jest też złem wcielonym, choć faktycznie zagraża koncernom farmaceutycznym, bo zbyt często bardzo tania kuracja czyni cuda tam, gdzie gigantycznie droga farmakoterapia przypomina raczej uporczywą terapię, a nie proces mający na celu uzdrowienie człowieka. „Zdrowaś Mario. Reportaże o medycznej marihuanie” Aleksandry Pezdy to spojrzenie na marihuaną medyczną nie od strony systemu ochrony zdrowia, prawa czy badań klinicznych, a od strony zwykłych ludzi, którzy często byli zmuszeni zostać przestępcami, by ratować swoje dzieci, swoich rodziców lub siebie samych. To najlepiej pokazuje jak zbudowane jest państwo, co jest dla państwa najważniejsze. I nie jest to zdrowie. Rok temu Sejm po długiej batalii przyjął ustawę dopuszczającą leczenie polskich pacjentów medyczną marihuaną. Pamiętam doskonale te rozmowy, oficjalne i kuluarowe. Ileż było oporów, lęków ocierających się o stany paranoidalne i histeryczne. Na szczęście udało się przekonać Najważniejszego Prezesa i ustawa została przyjęta. To było rok temu. Dopiero teraz podobno w kilku aptekach w Polsce można kupić sprowadzany z Kanady susz, ale i tak lekarzy wiedzących jak i na co działa marihuana można policzyć na palcach jednej ręki. Może dwóch… Pamiętam rozmowy w Sejmie z rodzicami, którzy opowiadali o swoich doświadczeniach z – wówczas nielegalną! – medyczną…
Medycyna stylu życia porwała amerykańską śmietankę lekarsko-medialną. Na nasz grunt próbuje ją zaszczepić minister Pinkas. Kluczowym narzędziem, a przy tym pionierską publikacją, jest „Medycyna stylu życia” pod redakcją naukową Daniela Śliża i Artura Mamcarza, w gronie autorów znajdziemy same solidnie poukładane w polskiej medycynie persony. Czy jednak warto wydać te skromne sto parę złotych? Nie wiem… Dla Amerykanów to faktycznie może być odkrywcze, że za zdrowie odpowiadają nie tylko leki, ale my to mamy we krwi, nam nie trzeba tłumaczyć, jak ważne jest zdrowe jedzenie, ruch, zioła. Tylko czy na pewno? Książka ma bardzo logiczną strukturę. Oczywiście, że się nie dało wyczerpać wszystkich tematów na pięciuset stronach, ale jeśli chodzi o zasygnalizowanie problemów – jak najbardziej. Mamy więc rozdziały poświęcone aktywności fizycznej, odżywianiu, uzależnieniom, czynnikom środowiskowym, psychice człowieka, zdrowiu seksualnemu, starzeniu się, zdrowiu dziecka. Naprawdę to chyba pierwsza tak kompleksowa próba spojrzenia na zdrowie człowieka w wykonaniu polskich badaczy. Chwała autorom, chwała wydawnictwu. W oczekiwaniu na solidniejsze opracowanie mamy w rękach coś, co jest już podstawą do rozmowy o zmianie myślenia lekarzy, twórców prawa, urzędników, ale i nas samych o naszym zdrowiu.
W Polsce na chorobach się zwyczajnie zarabia: robią to koncerny, robi to państwo, robią to lekarze. Oczywiście pacjent, który jest poniżany, poniewierany, lekceważony za wszystko obarcza odpowiedzialnością tego, kogo może złapać za rękę: lekarza. Paweł Reszka przygotowując się do napisania książki „Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy” poznał szpital od środka. Zatrudnił się jako sanitariusz. Do tego przeprowadził szczere, bo anonimowe rozmowy z dziesiątkami lekarzy, także tych „na stołkach” i urzędnikami odpowiedzialnymi za stan polskiej służby zdrowia. Nawet jeśli jakąś część tych wypowiedzi zmyślił, to i tak obraz wyłania się przerażający i beznadziejny. System jest zaprojektowany tak, żeby z gigantycznych pieniędzy przeznaczanych na służbę zdrowia żyło się świetnie wszystkim, oprócz pacjentów. Na szczycie łańcucha pokarmowego są oczywiście ci, którzy trzymają w rękach decyzje warte miliardy złotych. Oni są panami życia i śmierci. Niżej są ci, którzy postanowili uszczknąć z pańskiego stołu i pracując w publicznych placówkach, tak naprawdę zarabiają fortuny w swoich klinikach, przychodniach, poradniach itp. To jest jedna ścieżka. Druga jest bardziej rozciągnięta: od tłustych misiów zarabiających grube pieniądze dzięki kilku wąskim specjalizacjom do młodych lekarzy wypruwających sobie żyły za darmo, żeby tylko móc tłuściochom spojrzeć zza pleców na ręce i czegoś się nauczyć. Młode koty oczywiście słusznie kalkulują,…