Nie cierpię od dłuższego czasu prozy – zwyczajnie nudzi mnie czytanie kolejnych historii, które zawsze (no, prawie zawsze) są mniej interesujące i bardziej przewidywalne do faktów. Opowieść pana Bougainville’a o podróży dookoła świata, którą odbył jako szef wyprawy w połowie XVIII wieku jest czymś pomiędzy. Czyta się ją jak powieść, a jest oparta na faktach. Autor, znany ówczesny naukowiec i podróżnik, wyraźnie odgranicza fakty, od opinii i wrażeń. Świat tamtych czasów jest wręcz bajkowy. Oczywiście są bezludne wyspy, dzicy tubylcy, zażarta – czasem bardzo ukrywana – rywalizacja holendersko-francusko-angielska o dominację nad światem, choćby w najmniej brutalny sposób objawiająca się zakopywaniem tabliczek oznajmiających panowanie na bezludnych wyspach. Piękne czasy. Momentami książka wydaje się nieco monotonna. Wyliczanie nikomu dzisiaj nieznanych wysp, pogody, nieukrywana duma z żeglarskich trików – wszystko to spowalnia lekturę. Tym niemniej warto się w nią wgłębić. Choć jeden raz, bo nie jest to pozycja, do której będzie się wracało co parę lat…