Ostatni bastion Barta Dawesa
Przeczytane / 11/08/2012

Stephen King nie bez powodu niektóre książki publikuje pod pseudonimami. Tak też zrobił z „Roadwork” – przetłumaczonym na język polski właśnie jako „Ostatni bastion Barta Dawesa„. A jako że miałem rozkosznie leniwy dzień, Junior zajmował się sobą, postanowiłem dzielnie przeczytać coś, co nie wymaga specjalnego skupienia. Niestety dla mojego snu, to nie jest wcale tak debilna powieść, jak mogłoby wynikać z opisu na okładce. Dawes nie może się pogodzić z tym, że rząd buduje autostradę, co skutkuje dla niego osobiście utratą domu i pracy. Mógłby rzecz jasna wziąć odszkodowanie i świetnie żyć, ale psuje mu się relacja z żoną, wspomina wciąż zmarłego na raka mózgu syna. Generalnie: jest mu w życiu źle, a receptą ma być broń palna i materiały wybuchowe. Plus bzykanko młodej autostopowiczki, która bardzo nalega. Obok tej nieco irytującej fabuły jest coś więcej. Stan lekkiego wariactwa i desperacji. Poczułem trochę wspólnego języka z Dawesem. Kiedy wszystko idzie źle, ma się ochotę na konkretne rozwiązania. Wówczas nie czeka się na wybory, nie prowadzi się korespondencji z urzędami, tylko kupuje granaty i solidne karabiny 🙂 Jeśli chodzi o pomysły na samobójstwo, to pomysł Barta Dawesa wcale nie był taki najgorszy 😉