Etiopia. Miejsce święte, magiczne i przerażająco upadłe. Olbrzymi kraj, ponad sto milionów mieszkańców, bez dostępu do morza, bez perspektyw. Umiera, choć w stolicy wszędzie, na każdym kroku widać monumentalne, rozgrzebane inwestycje. I ludzi, żyjących i umierających na ulicy.
Nowy Kwiat, czy Addis Abeba sprawia wrażenie potwornie zwiędłego. To nie jest miasto w sensie jakiejkolwiek organizacji, tkanki miejskiej – chyba że koszmarnie poszarpanej przez dzikie zwierzęta. Wszystko tutaj cierpi, choć ludzie wydają się radośni, towarzyscy, zaczepiają „innych” żeby po prostu porozmawiać. Tak mnie zaczepił Solomon. Przyjechał do stolicy z północy, z dziewczyną i dwójką dzieci. Choć jest szczęściarzem, bo ma stałą pracę, to ona go zostawiła. Nie bez powodu było prawdopodobnie to, że facet jest uzależniony od czatu (potwornie wyniszczający, bardzo tani i powszechnie dostępny narkotyk). Wyjechała z dwójką dzieci do swojej mamy, 150 km poza Addis. W Etiopii sądy się nie zajmują takimi sprawami. Solomon co miesiąc wozi jej w reklamówce pieniądze na szkołę dla dzieci. I przeklina świat, że nie może spędzać czasu ze swoimi dzieciakami. Trochę podobnie jak w Polsce, prawda? Tyle że dla Solomona sędzią jest… przychylna mu niedoszła teściowa.
Etiopia to dla mnie przede wszystkim religia. A właściwie wiele religii. Poza religiami pierwotnymi, których już praktycznie nie sposób poznać nie będąc tam naprawdę długi czas, Addis Abeba to tygiel chrześcijańsko-islamski. Rastafarianizm jest w głębokim podziemiu. Addis to głównie chrześcijanie, ortodoksi, którzy datują powstanie swojego kościoła na IV wiek po Chrystusie. Uważają – co oczywiste – że oni właśnie są prawnymi spadkobiercami apostolskiego. W mieście jest wiele kościołów, z najważniejszym Katedrą Trinity gdzie leży cesarz Hajle Sellasje z małżonką na czele. Te mniejsze są równie urokliwe. Ortodoksyjne świątynie bardzo przypominają układem synagogi – z podziałem miejsc według płci, z wydzielonym Świętym Świętych niedostępnym dla ogółu. Tam właśnie w każdym kościele jest trzymana kopia Arki Przymierza, której oryginał – zgodnie z legendą – prorok Jeremiasz uratował z Jerozolimy i przywiózł do… Etiopii. Co ciekawe z ortodoksyjnych świątyń bardzo często można usłyszeć śpiew łudząco podobny do islamskich wezwań do modlitwy.
Mimo koszmarnej biedy, ludzie potrafią się cieszyć życiem, potrafią się bawić. Tańczą naprawdę przy każdej okazji i wszędzie.
Jak się nie cieszyć, skoro praktycznie nikt nie płaci podatków, które w teorii są cholernie wysokie i wynoszą aż 35% dochodu każdego pracującego, tyle że tam chyba nikt oprócz urzędników nie pracuje legalnie 😉 Na co zresztą płacić, skoro państwo nie oferuje praktycznie niczego swoim obywatelom. To jest prawdziwe państwo minimum. Dla przykładu: parlament jest bardzo skromny, strażnicy marszałkowscy mieszkają na terenie parlamentu, a widok ich suszącej się bielizny kilka metrów od głównego wejścia nie jest niczym dziwnym. Nawiasem mówiąc: tak, Etiopczycy wybierają swoich przedstawicieli w jednomandatowych okręgach wyborczych…
Komunizm odcisnął piętno na Etiopii, tak samo jak na każdym innym kraju zainfekowanym tą zarazą. Etiopczycy wciąż pamiętają czerwony terror pod nazwą Derg, który kosztował życie nie tylko cesarza Hajle Selasje, ale i tysięcy Etiopczyków posądzanych – zwykle słusznie – o niechęć do komunizmu.Najbardziej przerażająca jest w Addis beznadzieja. Ludzie żyjący, mieszkający i śpiący wprost na ulicy albo w prowizorycznych szałasach, budach, to zwyczajny widok nawet przy tak zwanych głównych ulicach. Choć naprawdę trzeba zostawić swoje wyobrażenie „normalnych ulic” na lotnisku. Tam jest po prostu codzienna walka o przeżycie. Udaje się to zrobić, jak się sprzeda trochę bananów, wyczyści buty… Najbardziej zawsze żal dzieci, które może zabić wszystko, włącznie z wciąż szalejącym tam AIDS.
Czy warto pojechać do Etiopii? Zdecydowanie tak. Żeby zobaczyć naprawdę inną kulturę. Nam się czasem wydaje, że wszędzie na świecie jest tak samo, bo widzieliśmy Europę i północną, turystyczną Afrykę. Nieprawda. Wciąż są olbrzymie obszary świata, które żyją swoim życiem. Zupełnie swoim. Etiopia z własnym alfabetem, kalendarzem, religią i podejściem do życia wydaje się nie zauważać świata wokół. Warto to zobaczyć, żeby nabrać dystansu do powszechników.
No Comments
Comments are closed.